Wieczór. Karczma gdzieś... cholera wie gdzie. Alkohol i wymiociny leją się litrami, a mało cnotliwe panny oddają się za bezcen po kątach.
- Elfy?! Kurwie syny! Ot co! - Wrzasnął łysawy krasnolud do jednego ze swym kumotrów. - To o nich myślę. Płaczą wielce, że ludzie ich wybić chcą, że wielce się od nich nie różnią, że to tylko sprawa uszu! A guzik prawda, psia ich chędożona mać! - Ryknął znów rozbijając pusty kufel o podłogę. - A przecie się nad wszystkich wywyższają. Mówią wiecznie, że z nich pradawna rasa. Są warci tyle, co ci zapchleni ludzie.
- Racje gadasz – odrzekł inny krasnolud – ale mów ciszej lub pij, kurwa, mniej. W ludzkim mieście żeśmy są i kto wie, co nam zrobią za te twoje wrzaski. Jeszcze nas straż zatrzyma i...
- I co? Co zrobi pokurczu jeden? - Rzekł ktoś stojący nieopodal. Tymże kimś był na wpółtrzeźwy strażnik miejski, któremu towarzyszyło kilku innych. - Włazicie jako goście, a na gospodarza warczycie jak psy jakie wściekłe. Brać mi ich! Żywcem lub trupem jeśli trzeba. I zamknąć w ciemnicy. - Wydał rozkaz uderzając lagą najbliższego z krasnoludów.
Wrzawa choć ostra, była krótka i skończyła się bolesną porażką krasnoludów. Gdy ich wyprowadzano, strażnicy zaczęli gadać między sobą:
- Ale za co my ich zamykamy?
- Za niewinność. Jak dziesiętnik pytał będzie, to wtedy się co wymyśli...
- Elfy?! Kurwie syny! Ot co! - Wrzasnął łysawy krasnolud do jednego ze swym kumotrów. - To o nich myślę. Płaczą wielce, że ludzie ich wybić chcą, że wielce się od nich nie różnią, że to tylko sprawa uszu! A guzik prawda, psia ich chędożona mać! - Ryknął znów rozbijając pusty kufel o podłogę. - A przecie się nad wszystkich wywyższają. Mówią wiecznie, że z nich pradawna rasa. Są warci tyle, co ci zapchleni ludzie.
- Racje gadasz – odrzekł inny krasnolud – ale mów ciszej lub pij, kurwa, mniej. W ludzkim mieście żeśmy są i kto wie, co nam zrobią za te twoje wrzaski. Jeszcze nas straż zatrzyma i...
- I co? Co zrobi pokurczu jeden? - Rzekł ktoś stojący nieopodal. Tymże kimś był na wpółtrzeźwy strażnik miejski, któremu towarzyszyło kilku innych. - Włazicie jako goście, a na gospodarza warczycie jak psy jakie wściekłe. Brać mi ich! Żywcem lub trupem jeśli trzeba. I zamknąć w ciemnicy. - Wydał rozkaz uderzając lagą najbliższego z krasnoludów.
Wrzawa choć ostra, była krótka i skończyła się bolesną porażką krasnoludów. Gdy ich wyprowadzano, strażnicy zaczęli gadać między sobą:
- Ale za co my ich zamykamy?
- Za niewinność. Jak dziesiętnik pytał będzie, to wtedy się co wymyśli...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz